Drzemiący potencjał „Społem"
Materiał z miesięcznika FORBES:
Niektórzy mówią, że są reliktem minionej epoki, inni, że to wygodne miejsce zakupów. Stałyby się prawdziwą handlową potęgą, gdyby miały wspólną strategię.
A to one jeszcze istnieją? - dziwi się mnóstwo osób, gdy słyszy, że sklepy „Społem" wciąż są na rynku i nadal mają klientów. Nie tylko zresztą tych, którzy trwają przy nich z przyzwyczajenia. Przyciągają także nowych nowoczesnymi sklepami, jak warszawski Sezam u zbiegu ulic Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej, który zastąpił dawny dom towarowy o tej samej nazwie.
Nowy Sezam może być dziś nowoczesną wizytówką „Społem" - dowodem zmian, jakie przechodzą sklepy działające pod tym szyldem. Choć nie brakuje opinii, że w wielu wciąż czuć atmosferę PRL-u. Wyglądają jak dawniej, mają głównie artykuły pierwszej potrzeby, rzadko zmieniają swe ekspozycji, nie idą za trendami rynkowymi. Mają jednak cenny atut w postaci świetnych lokalizacji - zwykle w centrach miast.
Tak czy inaczej marka „Społem" to fenomen o 150-letniej tradycji. Spółdzielczość spożywców przetrwała wojenne i powojenne zawieruchy. Lepsze czasy dla marki przyszły w latach 60. i 70., kiedy zaczęły powstawać wielkie PRL-owskie supermarkety, takie jak Sezam w Warszawie, Skarbek w Katowicach czy Central w Łodzi. Dziś szyldu „Społem" używa około 3,5 tys. sklepów. Tak czy inaczej spółdzielnie pozostają oddzielnymi przedsiębiorstwami, które same decydują, gdzie kupują produkty, jakie stosują marże, jak wyglądają ich sklepy. Takie rozproszenie sił osłabia pozycję „Społem" na rynku - jako sieć nie są konkurencyjne cenowo ani asortymentowo wobec należącego do Euroca-shu ABG (8,6 tys. sklepów), Żabki (5,8 tys.), Biedronki (3 tys.), Lidia (700). By tę konkurencyjność poprawić, Ryszard Jaśkowski, prezes Krajowego Związku, uruchomił Krajową Platformę Handlową (zaopatrującą także spółdzielnie niezrzeszone), a także marki własne i program lojalnościowy. Efekty tych akcji są, ale udział „Społem" w krajowym handlu to tylko kilka procent.
Autor: BOGDAN MOŻDŻYŃSKI