Promocja "Społem" w prestiżowym magazynie "VIP"
W najnowszym prestiżowym magazynie "VIP – Polityka. Biznes. Fakty.", nr 4 październik - grudzień 2013, na stronach 79-88, opublikowano szereg materiałów promujących Spółdzielczość Spożywców "Społem".
W materiałach tych znalazły się wywiady z: Alfredem Domagalskim – prezesem Zarządu Krajowej Rady Spółdzielczej, Jerzym Rybickim – prezesem Zarządu Krajowego Związku Rewizyjnego Spółdzielni Spożywców "Społem", Anną Tylkowską – prezes Zarządu "Społem" Warszawskiej Spółdzielni Spożywców Śródmieście w Warszawie, Ewą Moskal – prezes Zarządu "Społem" Powszechnej Spółdzielni Spożywców w Legionowie, Marią Kowalik – prezes Zarządu "Społem" Powszechnej Spółdzielni Spożywców w Zawierciu i Jadwigą Wójtowicz-Garwołą – prezes Zarządu Mazowieckiej Agencji Handlowej "Społem" Sp. z o.o. w Warszawie.
Ponadto swoje reklamy zamieściły spółdzielnie: "Społem" Powszechna Spółdzielnia Spożywców w Dąbrowie Górniczej, "Społem" Powszechna Spółdzielnia Spożywców we Włocławku, "Społem" Powszechna Spółdzielnia Spożywców w Świnoujściu i "Społem" Powszechna Spółdzielnia Spożywców w Rzeszowie.
Wywiad z prezesem Alfredem Domagalskim, zatytułowany: "Przyjazna, życzliwa ludziom sieć", przeprowadziła redaktor Marlena Szczęsna. Wywiad ten poprzedzono wstępem: "Podstawą sukcesu jest kapitał ludzki, zogniskowany wśród kolegów ze ‹Społem› na długo przed tym, nim ten zwrot wszedł do oficjalnego obiegu publicznego. Reszta zależała już tylko od skuteczności metod i instrumentów wdrażanych przez samych spółdzielców."
Oto treść tego wywiadu.
Jak postrzega pan rozwój spółdzielczości na przestrzeni lat i dostosowanie zasad leżących u podstaw krajowego ruchu do zachodzących zmian rynkowych i wyzwań współczesnej gospodarki?
– Jeśli spojrzymy na historię ruchu spółdzielczego, to dostrzeżemy w niej różne nurty i odmienne filozofie rozwoju. Jedni teoretycy opierali koncepcje rozwoju tego ruchu na teoriach liberalnych, inni za podłoże brali idee socjalistyczne, a jeszcze inni za podstawę uznawali wartości chrześcijańskie. Dziś spółdzielczość czerpie po trosze z każdego z tych nurtów. Szanuje to co indywidualne, ale podkreśla wartość i znaczenie wspólnoty, przestrzega reguł rynku, ale wyraża troskę o człowieka. Jest więc biznesem uprawianym nie dla maksymalizacji zysku, lecz dla zaspakajania potrzeb swoich członków. Jest także sposobem na wzmacnianie pozycji indywidualnych działań na trudnym i konkurencyjnym rynku. Polska spółdzielczość, powstała 150 lat temu, nabrała dynamiki w II Rzeczypospolitej za sprawą wybitnych teoretyków i praktyków ruchu spółdzielczego. Wówczas, u zarania niepodległości, zaowocowało to uchwaleniem przez Sejm II Rzeczypospolitej mądrych ustaw spółdzielczych, wytyczających rozwój tej formy społeczno-gospodarczej aktywności ludzi w okresie międzywojnia. Wtedy z polskich rozwiązań prawnych korzystali ustawodawcy i spółdzielcy z innych krajów. Spółdzielczość stawała się rzeczywistą częścią, istotnym komponentem systemu społeczno-gospodarczego.
Polski ruch spółdzielczy przechodził różne fazy: raz miał się lepiej, raz gorzej, w zależności od realiów prawnych, jakie narzucał mu ustawodawca. W III Rzeczypospolitej rozwiązania ustawodawcze nie sprzyjają rozwojowi naszego ruchu, gdyż nie uwzględniają jego odrębności w stosunku do innych form aktywności gospodarczej. Przede wszystkim nie uwzględniają tego, że spółdzielnia to coś więcej niż aktywność gospodarcza, bo wzbogacona o jeden istotny element, ten natury społecznej. Jeśli więc mówimy "spółdzielczość", to myślimy: aktywność społeczno-gospodarcza, a nie tylko gospodarcza – to zasadnicza różnica. Polski ustawodawca tej różnicy zdaje się nie dostrzegać, dlatego też trudno mówić o rozwoju ruchu spółdzielczego w Polsce. Jeśli już, to o jego trwaniu dzięki przywiązaniu spółdzielców do idei i wartości spółdzielczych oraz korzyściom, jakie dają spółdzielnie swym członkom, środowiskom i społecznościom lokalnym.
Na ile krajowa spółdzielczość czerpie dziś z dorobku i modelu działalności rynkowej wypracowanej przez międzynarodowy ruch spółdzielczy?
– Zasady rynku są wszędzie takie same, ale o warunkach uczestnictwa w nim przez podmioty spółdzielcze nie można już tego powiedzieć. Rzecz sprowadza się do dylematu, czy rozwiązania prawne pozwalają podmiotom spółdzielczym na równe uczestnictwo w rynku z innymi podmiotami gospodarczymi, czy też nie. Różnie to wygląda w poszczególnych krajach. W samej Unii Europejskiej spółdzielczość partycypuje w 6 proc. PKB, podczas gdy w Polsce jest to niespełna 1 proc. – wcale nie dlatego, że polscy spółdzielcy są leniwi, czy też mniej przedsiębiorczy od swych europejskich kolegów. Podczas gdy kraje starej Unii debatę o roli społecznej gospodarki rynkowej, w tym spółdzielczej, mają już dawno za sobą, my na dobrą sprawę jeszcze jej nie zaczęliśmy. Cały czas polscy spółdzielcy nie uczestniczą w dialogu z władzą, lecz prowadzą skierowany do niej monolog, przynajmniej tak to wygląda w praktyce. Wyjątkiem jest środowisko skupione wokół Kancelarii Prezydenta RP, z którą ten dialog trwa i przynosi owoce. Aby jednak nabrał on większej mocy i był bardziej skuteczny, powinni w większym stopniu włączyć się do niego intelektualiści, dziennikarze, i to się dzieje, ale wciąż jeszcze w niewystarczającej skali. Debata o spółdzielczości powinna stać się bardziej powszechna, bowiem ostatni kryzys odkrył na nowo walory tego ruchu. Tylko bowiem taka debata daje nadzieję, że tak niezbędne dla naszych spółdzielców nowe, respektujące międzynarodowe standardy spółdzielcze, zgodne z wartościami zapisanymi w Deklaracji Spółdzielczej Tożsamości, prawo spółdzielcze będzie prawem dobrym, umożliwiającym rozwój tej formy społeczno-ekonomicznej aktywności ludzi, a nie furtką do jej komercjalizacji, czyli w praktyce likwidacji. Polscy spółdzielcy wypracowali znaczący majątek, który stanowi ich własność. Proszę mi wierzyć, że jest wielu chętnych do uwłaszczenia się na tym majątku. Precedens już byt na początku przemian ustrojowych, kiedy słynną specustawą w majestacie prawa przekreśliliśmy wieloletni dorobek materialny i duchowy, wypracowany przez polskich spółdzielców.
Czyli, że kluczem do dalszego rozwoju polskiej spółdzielczości jest dobre, przyjazne temu ruchowi ustawodawstwo?
– W dużej mierze tak. Obecne prawo jest dla naszego ruchu niesprawiedliwe, bo już na samym starcie przekreśla równość szans w konkurowaniu chociażby ze spółkami prawa handlowego. Mówiłem już o tym wielokrotnie przy różnych okazjach, więc nie chcę się powtarzać. Poza tym nie każdy czytelnik zechce zagłębiać się w zawiłości prawne. Posłużmy się więc konkretnym przykładem. Ponieważ tak lubimy powoływać się na rozwiązania cywilizacji Zachodu, jakbyśmy sami nie byli jej częścią, a pod względem ustawodawstwa spółdzielczego na pewno nie jesteśmy, to przywołajmy przykład Francji. Otóż w tym kraju, jeśli prywatny zakład podupada, brak mu następcy lub zagraża mu plajta, to pracownicy takiego przedsiębiorstwa mają możliwość utworzenia spółdzielni i jej przejęcia. Ratują w ten sposób miejsca pracy. Państwo na początku przychodzi z pomocą takiemu podmiotowi spółdzielczemu, bo wychodzi ze słusznego założenia, że lepszym rozwiązaniem jest, by ludzie mieli pracę, niż powiększyli grupę bezrobotnych. U nas takie mechanizmy nie funkcjonują. Jeśli zakład upada, to idzie pod przysłowiowy młotek, syndyk ma pracę na wiele lat, a że ludzie tej pracy nie mają, to nikogo już to nie obchodzi. Polskie państwo stać tylko na płacenie skromnego okresowego zasiłku, a potem obowiązuje zasada "róbta co chceta". Na tym przykładzie widać całą różnicę w filozofii i strategii rozwoju Rzeczypospolitej w stosunku chociażby do Francji. Aby tę różnicę jeszcze bardziej uzmysłowić, dodam, że duża część posłów chętnie uchyliłaby furtkę do komercjalizacji spółdzielczości – również tej dobrej, posiadającej przez lata wypracowaną markę i znakomicie, mimo nie sprzyjającego ustawodawstwa, funkcjonującej na krajowym rynku. Przykładem tego jest chociażby ostatni projekt ustawy, który umożliwia przekształcanie spółdzielni handlowych w spółki komercyjne.I w ten sposób doszliśmy do jednej z najstarszych, a zarazem najbardziej rozpoznawalnych, za sprawą marki "Społem", branż spółdzielczych, jaką jest branża spożywcza. W czym upatruje pan sukces sieci handlowej spółdzielców zrzeszonych w KZRSS "Społem"?
– Nie jestem praktykiem, więc nie chcę mówić o instrumentach, jakie koledzy ze "Społem" zastosowali, aby nie pozwolić wypchnąć się z rynku. Sądzę, że im powinna pani postawić to pytanie, wymagające szczegółowej odpowiedzi. Ze swej strony podkreślę dwa elementy. Na pewno pomogła im tym trochę sama marka "Społem" – jest to rzeczywiście jedna z najstarszych branż spółdzielczych w Polsce, związanych z nią było wielu wybitnych Polaków. Na przykład pracownikiem czasopisma "Społem", integrującym spółdzielnie spożywców, był przyszły prezydent Polski Stanisław Wojciechowski, zaś autorem nazwy "Społem" był nie kto inny jak sam wielki pisarz i Polak Stefan Żeromski. Ta tradycja zobowiązuje. Kontynuowały ją przez lata kolejne pokolenia "społemowców" i tak przetrwało to aż do naszych czasów. Jednym słowem zadecydował o tym sukcesie kapitał ludzki, zogniskowany wśród kolegów ze "Społem" na długo przed tym, nim ten zwrot wszedł do oficjalnego obiegu publicznego. I to jest podstawą tego sukcesu, a reszta zależała już tylko od skuteczności metod i instrumentów wdrażanych przez samych spółdzielców.
W przypadku działalności handlowej i rozwiniętej sieci placówek ponad 250 spółdzielni, szczególnie ważny jest kontakt z konsumentem. Jakie jest podejście do relacji z klientem i co służy budowaniu jakości na tym poziomie?
– Tych spółdzielni jest nie 250, lecz 330. Zrzeszają one 100 tys. członków, prowadzą około 5 tys. placówek i dają pracę 50 tys. osób, ale tym pytaniem znów prowokuje mnie pani, abym wypowiadał się za kolegów ze "Społem". Mogę więc tylko powiedzieć, jak to wygląda od mojej strony nie jako prezesa Krajowej Rady Spółdzielczej, lecz zwykłego konsumenta, dokonującego w sieci sklepów "społemowskich" codziennych zakupów. Otóż gdy wchodzę do takiego sklepu, to spotykam się zawsze z grzeczną, miłą i kompetentną obsługą. Sam towar też nie jest anonimowy. Koledzy ze "Społem" bardzo dbają o to, aby produkty spożywcze były zdrowe i smaczne. To są podstawowe kryteria. Cena ich nabycia nie zawsze jest najważniejsza, ale jakość – tak. Kolejna sprawa to łatwość w dostępie do towaru. W placówkach handlowych "Społem" nie zmienia się stoisk. W supermarketach, tam, gdzie jeszcze wczoraj mogła pani nabyć papier toaletowy, dziś znajdzie pani piwo, a tam, gdzie wczoraj było piwo, dzisiaj są śledzie. Pod tym względem sklepy "społemowskie" są bardziej przewidywalne i dlatego, robiąc zakupy, czuję się w nich trochę jak w domu, bo wiem, gdzie i co na swoim miejscu leży. Poza tym przy kasach i stoiskach spotka pani od lat te same osoby, z którymi można się nawet lekko zaprzyjaźnić, jeśli często robi się zakupy. W dodatku nie są to osoby zatrudnione na umowach śmieciowych. Jest to naprawdę przyjazna, życzliwa ludziom sieć. Dla mnie wartością jest także nie tyle narodowy, co lokalny charakter "Społem". Wiem, że dzięki zakupom w tych sklepach przyczyniam się do rozwoju lokalnego środowiska.
Natomiast wywiad z prezesem Jerzym Rybickim, zatytułowany: "Walka nierównych szans", przeprowadziła redaktor Małgorzata Szerfer. Wywiad poprzedza wstęp: "Prawa rynku są bezwzględne, dlatego spółdzielnie cały czas walczą o konsumenta. Powoływanie się na ponad wiekową tradycję nie wystarcza, by się utrzymać. Trzeba być nowoczesną firmą, stosować coraz to nowsze metody zarządzania i docierania do klienta, zwłaszcza startując ze słabszej pozycji."
Oto treść tego wywiadu.
Na jakich zasadach opiera się dziś działalność spółdzielni "Społem" i co wspólnego mają one z pierwotnymi założeniami ruchu na ziemiach polskich sprzed blisko 145 lat, po tylu zmianach w obrazie społeczno-gospodarczym kraju?
– Ideowe założenia ruchu zasadniczo nie uległy zmianie, choć sięgają wielu lat wstecz i wywodzą się z zasad ustanowionych w Rochdale, na których budowana była spółdzielczość również w Polsce. Najlepszym dowodem, że były to zasady trwałe i uniwersalne, jest fakt, że spółdzielczość spożywców działa bez mała 145 lat. Oczywiście zmieniły się realia gospodarcze i społeczne oraz zmienili się ludzie, co pociągnęło przeobrażenia na płaszczyźnie działalności Spółdzielni Spożywców "Społem". Podstawowy jej cel, jakim było kiedyś zaspokajanie potrzeb konsumenckich ludzi, którzy do niej przystępowali, nie jest już celem zasadniczym, bo dziś wszystko można kupić wszędzie. Duża konkurencja wymusiła modyfikację pierwotnych założeń i powodów, które skłaniają do przynależności spółdzielczej. Dziś jej motywem jest m.in. chęć wpływu na swój sklep – jego wygląd, zaopatrzenie, rozwój. Takim magnesem może być również dywidenda, zwłaszcza w spółdzielniach prowadzonych na wzorowych zasadach. Nie bez znaczenia jest też poczucie współwłasności majątku, na który spółdzielca ma wpływ i z którego czerpie określone korzyści, choć nie tak duże jak w spółce, w której głównym motywem działalności jest zysk. Wielu członków przyłącza się do spółdzielni ze względu na chęć szerokiego działania na wielu płaszczyznach, którego potrzeba wynika ze społecznikowskiej pasji. W organizacji spółdzielczej jest wiele sposobności, by ją rozwijać. Ważnym aspektem działalności jest też podkreślenie lokalnej odrębności, na którą "Społem" od początku w sposób szczególny zwraca uwagę w prowadzonej działalności. Te elementy są dziś dominujące w stosunku do pierwotnych założeń ruchu.
Jak spółdzielnie "Społem" dostosowują się do współczesnych wyzwań rynku i praw, jakim rządzi się sprzedaż detaliczna?
– Niestety, prawa rynku są bezwzględne, dlatego spółdzielnie cały czas walczą o konsumenta. Powoływanie się na tradycję okazuje się niewystarczające, by się utrzymać i zdobyć przewagę nad konkurencją. We współczesnych realiach trzeba być nowoczesną firmą, stosować coraz to nowsze metody zarządzania i docierania do klienta. Jednocześnie historia "Społem" dobitnie świadczy o tym, że organizacja radziła sobie w różnych okolicznościach i niełatwych czasach, w tym ekstremalnych warunkach zaborów i okupacji. Dla niektórych jest to argument wystarczająco przekonujący, że z taką organizacją warto współpracować. Myślę, że spółdzielczość "Społem" wyróżnia również solidność kupiecka. Oczywiście nie dotyczy to każdego sklepu, ale zasadniczo myślę, że w placówkach spółdzielczych zdecydowanie rzadziej mamy do czynienia z naciąganiem klienta i wabieniem go podejrzanymi promocjami. W naszym działaniu zysk nie jest podstawową przesłanką, co procentuje społecznym zaufaniem do sklepów "Społem", tym bardziej, że – mimo ogromnej konkurencji i słabszej pozycji ekonomicznej – nasze spółdzielnie, które nie dysponują takimi środkami choćby na reklamę, jak duże sieci i organizacje handlowe, zwłaszcza zagraniczne, nie odnotowują spadku sprzedaży. Zaufanie klienta nie jest zatem bezzasadne, ma solidne oparcie w prowadzonej na co dzień działalności i to nas bardzo cieszy, bo w obecnych trudnych czasach nie jest łatwo funkcjonować na rynku sprzedaży detalicznej. Dlatego – mimo koniecznych zmian i nieco innych priorytetów – atuty "Społem" zakorzenione w przeszłości także pomagają nam utrzymać pozycję, którą dziś zajmujemy.
Czy walka, jaką podejmują spółdzielcy zrzeszeni w "Społem", jest walką równych szans i czy często jest wygrana?
– Nie ma mowy o równych szansach, bo spółdzielczość nie ma takich samych warunków funkcjonowania na rynku i rozwoju jak inne podmioty czy ruch spółdzielczy w innych krajach Unii, gdzie państwo jako organizator życia gospodarczego wspomaga sektor spółdzielczy, aby nie był on spychany na margines. W Polsce musimy sami walczyć o swoje miejsce, wykorzystując wspomniane atuty. Walka nie jest równa również ze względu na zasobność finansową. Dzisiejsze spółdzielnie są małymi organizmami gospodarczymi i już na starcie mają gorszą pozycję niż wiele podmiotów handlowych, nie mówiąc o dużych koncernach zagranicznych. Jednocześnie, jeśli spojrzeć na pojedyncze przypadki, są przykłady sklepów i miast, gdzie można mówić o wygranej "Społem" – wystarczy wspomnieć chociażby Bochnię, Grodzisk Mazowiecki, Zamość czy Białystok, gdzie konkurencja słabo radzi sobie w starciu z naszymi spółdzielniami.
W jakich okolicznościach spółdzielnie spożywcze "Społem" mogą mówić o sukcesie?
– Uważam, że cały czas jesteśmy znaczącą siłą handlową. Mamy w swoich strukturach 350 spółdzielni, w tym 260 zrzeszonych w związku krajowym – jedynym związku rewizyjnym, który oferuje pomoc i doradztwo dla spółdzielni "Społem". Nasze obroty sięgają około 7 mld zł rocznie, co gwarantuje nam stałą, poważną pozycję na rynku. Gdybyśmy byli jednolitą siecią w całym kraju, mielibyśmy pewne miejsce w czołówce, ale ponieważ mamy do czynienia z rozbiciem i samodzielnością spółdzielni, w poszczególnych placówkach obroty nie są imponujące. Jednak po zsumowaniu przychodów wynik jest zupełnie zadowalający i stawia nas na pozycji znaczącej sieci handlowej. Oprócz wiernych klientów atutem spółdzielni "Społem" jest własna działalność produkcyjna – piekarnie, ciastkarnie, kilka masarni i garmażerni. Poza tym nasze spółdzielnie wyróżnia aktywność na polu społecznym –prowadzą one bowiem ośrodki "Praktyczna Pani", zespoły artystyczne, kluby. Nie ograniczają się do działalności czysto gospodarczej, oferując wartość dodaną, coś ponad minimum, które stanowi sedno funkcjonowania placówki handlowej, a przy tym też kosztuje. Stąd – mimo, że spółdzielnie mniej środków przeznaczają na rozwój – to wychodzą z założenia, że warto inwestować w działalność społeczno-wychowawczą.
Jakimi metodami – mimo uszczuplonego budżetu – spółdzielnie spożywców "Społem" dążą do pozyskania klienta?
– Nasze hasło "Tradycja i nowoczesność" niebezzasadnie sugeruje, że odwołujemy się do bogatej historii ruchu i wielopokoleniowych doświadczeń. Od ponad 100 lat posługujemy się historycznie utrwalonym znakiem słowno-graficznym "Społem", którego autorem jest Stefan Żeromski. Mamy ofertę towarów pod marką własną o konkurencyjnych cenach i dobrej jakości. Przewagę nad konkurencją daje nam własna produkcja, która zawęża sieć dostawców i oferuje pewne wyroby, odróżniające nas od masowego asortymentu, dostępnego w wielu dużych sieciach. Ważnym aspektem naszej działalności handlowej jest wysoko ceniony indywidualizm, który przejawia się w dostosowaniu oferty danego sklepu do lokalnych potrzeb, co przysparza mu wiernych klientów. Spółdzielnie "Społem" pokazują poprzez swoją codzienną działalność, że nie tylko zysk się liczy, i poprzez swoje inicjatywy dają wyraz, jak ważne jest dla nich wspieranie placówek oświatowych, domów pomocy społecznej, osób starszych. Jestem przekonany, że to także przynosi pożądane efekty w postaci zaufania klientów do marki "Społem" i pracuje na dobrą opinię o organizacji, a – jak wiadomo – aspekty wizerunkowe są nie do przecenienia w budowaniu renomy. To też sprawia, że – mimo niewątpliwych ograniczeń – udaje nam się utrzymać pozycję rynkową. W tym miejscu jeszcze raz podkreślę, że w ramach ruchu spółdzielczego spożywców są placówki, które błyszczą, i takie, które ledwo wiążą koniec z końcem. Dlatego trudno jest mówić o "Społem" ogółem – w niektórych miastach nie ma żadnego naszego sklepu, w innych mato, że są, to jeszcze utrzymują się w czołówce.
Biorąc pod uwagę takie czynniki, jak jakość, cena i obsługa, co najbardziej działa na korzyść "Społem"?
– Zdecydowanie jakość, głównie za sprawą świeżych, sprawdzonych produktów pewnego pochodzenia – w dużej mierze od lokalnych dostawców, z renomowanych zakładów, np. mleczarni, które cieszą się dobrą opinią, albo własnego wyrobu. Ceną raczej nie konkurujemy, bo w przypadku samodzielnych spółdzielni nie funkcjonuje coś takiego jak centralny zakup, który mógłby obniżyć koszt towaru, stąd ceny w "Społem" są nieco wyższe niż u konkurencji, ale pamiętajmy, jak wiele dajemy w zamian. Co do obsługi, niekiedy słychać zarzuty, że w "Społem" pracują ludzie, którzy byli związani ze spółdzielnią jeszcze za komuny. Tak faktycznie jest, bo "Społem" szczyci się tym, że jest organizacją z ludzką twarzą. To, że pracownik wchodzi w wiek przedemerytalny, nie jest powodem, żeby go wyrzucić i pozbawić źródła utrzymania. Inna sprawa, że niekiedy faktycznie sprzedawcy nie do końca rozumieją nowe uwarunkowania. To niewątpliwie stanowi problem, ale zwycięża zasada poszanowania człowieka, który 30—40 lat życia poświęcił pracy w organizacji.